Finał „Sukcesji”: nikt nie wygrał, ale wszyscy wyjdą na tym dobrze

Zobacz również:W dobie social mediów nikt nie potrzebuje „Plotkary” (RECENZJA)
sarah-snook-jeremy-strong-kieran-culkin.jpg
Fot. Sukcesja

Obstawialiśmy różne scenariusze, ale na pewno nie można było przewidzieć, że serial o przemocy ojca na koniec okaże się serialem o trosce matki.

Ona wiedziała. Tragizm trzeciego sezonu Sukcesji sprowadzał się przecież do tego, że despotyczny ojciec dogadał się z nieczułą matką, by pokrzyżować szyki dzieciom, przekonanym, że tym razem uknuły niezawodny plan puczu w rodzinnym imperium. Nieoczekiwany sojusz rodziców został odebrany jako świadectwo największej zdrady. Ale może matka nie jest wcale tak toksyczna, jak chcieliby ją malować Kendall, Shiv i Roman Royowie, gdy żartują z notorycznej nieobecności rodzicielki albo gdy szydzą z jej nowego męża, spolegliwego i nudnego? Lady Caroline Collingwood, druga żona Logana Roya i matka trójki jego dzieci, które biją się o fotel prezesa w zarządzie Waystar Royco, w finale czwartego sezonu mówi już w zasadzie wprost, że ten kawałek mebla jest bardziej przekleństwem niż błogosławieństwem, a jej niedawne przymierze z byłym mężem z perspektywy finałowego epizodu wygląda na akt pozbawiony perfidii, za to pełen matczynej troski. Bo może był próbą ochrony własnych dzieci przed tym, czego pragną najbardziej, a co jednocześnie będzie początkiem ich moralnego upadku?

Sukcesja to w końcu serial o tym, że w świecie wielkich pieniędzy i wysokich stanowisk nie ma miejsca na sentymenty i ideały. Młodzi Royowie dla władzy poświęcą wszystko, nawet bezpieczeństwo własnych dzieci. Brudzą sobie sumienia i śpią spokojnie, bo cel uświęca środki. Dla niepoznaki będą się trochę szamotać, uginać pod dramatem etycznych dylematów, ale ostatecznie Kendall – którego adoptowana, niebiała córka doświadcza napaści na tle rasowym – z pełną świadomością wchodzi we współpracę ze skrajnie prawicowym kandydatem na prezydenta USA, a Shiv – wielokrotna ofiara mizoginii wielkiego biznesu – próbuje budować zawodową przyszłość u boku gościa, który regularnie upokarza swoją byłą dziewczynę i opowiada w formie frywolnej anegdoty, jak to wysłał jej w prezencie własną krew.

Zresztą w trakcie emisji czwartego sezonu Sukcesji to właśnie postać Shiv Roy wzbudzała największe kontrowersje i polaryzowała widownię, którą oburzyło jej wyrachowanie, nieukrywany apetyt na władzę, okrucieństwo wobec męża (ta scena na balkonie z siódmego odcinka czwartego sezonu jest brutalna – i dlatego wybitna) i fakt, że zdradziła zaufanie braci, pracując z ich biznesowym wrogiem. Nie zrobiła niczego, czego nie mieli na sumieniu Kendall i Roman, ale została oceniona dużo ostrzej – co z kolei przypomniało, że takim samym seksizmem jest wiara w podległość kobiet, jak i fantazje o ich moralnej czystości, bo te ostatnie są przecież podręcznikowym przykładem stosowania podwójnych standardów. W Sukcesji nikt nie jest lepszy. Wszyscy są tak samo zepsuci.

A do tego niedojrzali. Kocham was, ale nie jesteście poważnymi ludźmi – mówi Logan Roy do swoich dzieci na początku czwartego sezonu. Niedługo potem umiera, a definitywne starcie o panowanie w firmie zaczyna przypominać potyczki w piaskownicy. Jakby prezesurę w Waystar Royco, potężnym mediowym konglomeracie, miał dostać ten, kto głośniej tupnie.

W czwartym, ostatnim sezonie Sukcesji twórcy wręcz z perwersyjną satysfakcją pastwią się nad emocjonalną niedojrzałością Royów. Kendall krzyczy, że to on jest najstarszy, więc to jemu się należy. Roman kompletnie rozpada się na pogrzebie ojca, a gdy trzeba ponieść konsekwencje własnych decyzji, ucieka do matki. Tam zresztą spotykają się wszyscy troje, tam wracają do układu z początku sezonu, gdy działali wspólnie, tam doświadczają paru minut beztroski i radości, też dziecięcej. Shiv przygotowuje obrzydliwy koktajl ze wszystkiego, co znajduje w lodówce, na końcu pluje do blendera i wymusza na Kendallu, by wypił mieszankę – w ramach inicjacyjnego rytuału, bo jeśli wypije, będzie ich nowym królem, oddadzą mu stanowisko CEO. To ważna scena, bo jest symbolicznym podsumowaniem sposobu działania Royów. Wszystko, co robią, przypomina zabawę w biznes. Taniec pozorów, złożony z ruchów podpatrzonych u ojca, nieudolnie odtworzonych. Jesteśmy nikim – mówi Roman w chwili gorzkiego objawienia.

Royowie jednak nie tracą rodzinnej firmy, bo nie mają wystarczających kompetencji, by utrzymać biznes na powierzchni. Tracą ją, bo nie potrafią się ze sobą dogadać. W recenzjach finałowego odcinka dominuje refleksja, że Shiv oddaje decydujący głos za sprzedażą Waystar Royco, ponieważ nie wierzy, że Kendall nadaje się na prezesa. Nope. Shiv do końca gra na siebie, a wie, że więcej dostanie w transakcyjnym małżeństwie z Tomem (to jest dopiero plot twist, że człowieka z kamienia ostatecznie zastąpił człowiek z plasteliny). To jemu ufa bardziej niż własnym braciom. I choć scena w samochodzie, gdy posłusznie wchodzi w rolę wiernej żony, jest jedną z najsmutniejszych w całym serialu, to sama Sukcesja nie kończy się smutno, wręcz przeciwnie – ostatni odcinek przynosi szczęśliwe zakończenie.

2HA52F3.jpg
Sukcesja

Siła serialu Jesse’ego Armstronga wynika z kilku rzeczy. Raz: Sukcesja rezonuje z taką mocą, bo sprawnie chwyta zmieniający się stosunek do najbogatszych i w związku z tym stawia parę celnych diagnoz o kondycji świata (dobrze nie jest). Dwa, i ten punkt jest może nawet ważniejszy: o sukcesie produkcji przesądził świetnie pisany scenariusz i jego niejednoznaczny ton, miksujący farsę z dramatem, a przede wszystkim nieoczywiste postaci, które mają jednocześnie wzbudzać obrzydzenie i współczucie. Wiesz, że są źli, ale czasem ich lubisz. Matka Royów rozumie, że jej dzieci przeżyją tylko, gdy wyjdą z cienia ojca tyrana, przestaną desperacko zabiegać o jego miłość (bo robią to nawet, gdy ten już nie żyje) i opowiadać sobie bajki o szlachetnej powinności, by za wszelką cenę zachować jego dziedzictwo. Gdy Lady Caroline sugeruje, że lepiej sprzedać firmę, chce ich uratować. Nie tylko ona. Jesse Armstrong z czułością patrzy na swoich zepsutych bohaterów i finał Sukcesji jest dowodem na to, jak bardzo chce ich ocalić. Tylko utrata Waystar Royco sprawi, że nie przepoczwarzą się we własnego ojca – pozbawionego skrupułów tyrana. Przegrywają biznes, wygrywają wolność. Nawet jeśli na razie zdaje sobie z tego sprawę tylko jedno z nich. W jednej z finałowych scen Roman Roy siedzi sam przy barze, pije martini, uśmiecha się. Drugi – po The Wire – najlepszy serial w historii telewizji kończy się dokładnie tak, jak powinien.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarka. Kiedyś wyłącznie muzyczna, dziś już nie tylko. Na co dzień pracuje w magazynie „Glamour”, jako zastępczyni redaktorki naczelnej i szefowa działu popkultura. Jest autorką podcastu „Kobiety objaśniają świat”. Bywa didżejką.