Legenda wrocławskiego rapu nieśmiało sygnalizuje powrót na scenę. Patrząc na jego dyskografię od razu wiadomo, dlaczego warto czekać na powrót Waldka.
Hip-hopowa ekspansja na zachodniej ścianie Polski podlegała odrobinę innym prawidłom. Mniejsze znaczenie miała tu warszawska zajawka (chociaż zakonników Molesty można było spotkać sporo), większe poznańskie czy wrocławskie postacie i projekty, co jest naturalnie zgodne z lokalnym rdzeniem, z jakiego wychodzi rap.
Jeśli chodzi o stolicę Dolnego Śląska, to szczególną legendą obrósł jeden projekt, z charyzmatycznym Waldkiem na czele - K.A.S.T.A. Wall-E i DJ Kut-O, z dużym wsparciem poznańskiego szejka donGURALesko (a także wielu innych, satelickich postaci) nie mają potężnej, liczącej wiele pozycji dyskografii - mają za to dwie płyty, które swoim charakterem i teflonową jakością z powodzeniem należą do najlepszych w historii krajowego rapu. I choć Waldek w ostatnich latach z rapem bratał się okazjonalnie, z powodzeniem zajmując się np. konferansjerką sportów walki, to od niedawna za mikrofon chwyta częściej. Jego wlotka na #hot16 challenge i świeżutka kooperacja z Sitkiem pokazują, że trzyma ucho przy tętnie chodnika i wie, że dzisiaj to drill wyznacza rytm ulicy.
Trzymamy kciuki za to, że to kreatywne wzmożenie oznacza jakieś plany powrotu - co prawda Waldka wywiewa czasem w stronę foliarstwa, ale to wciąż jeden z najbardziej charakterystycznych głosów hip-hopu. Co stanowi o jego wyjątkowości? Sprawdźmy!
Głos Waldka domaga się uwagi. Hip-hop jest gatunkiem, w którym wokalna unikalność jest potężnym atutem. Wrocławski MC nie jest wokalnym ekscentrykiem, swoich strun głosowych używa raczej z metodyczną ostrożnością. Być może zdaje sobie sprawę, że jak przesadzi, to zburzy kilka budynków. Na początku drogi rapera można było mieć uwagi do jego pracy oddechem, ale w zasadzie od razu było wiadomo, co mówi i dlaczego. Pod względem flow miał lekko ułatwioną sprawę, bo miał szczęście trafić na beaty White House, dziś już legendarne. Ale ujeżdżał je z charyzmą i wyczuciem - nie bez znaczenia jest tu pewnie Gural, który motywował do wznoszenia się na wyżyny własnych umiejętności. Zresztą jeśli już jesteśmy przy wątku grunwaldzkiego wojownika, to mało o lepiej zgrany duet w polskim rapie. Tych dwóch ziomków na tle wielu innych składów z początków XXI wieku było samurajami słowa, mnichami skupionymi na rapowym rzemiośle. Dodatkowo świetnie się uzupełniającymi - energiczne wloty Gurala były wyśmienitym kontrapunktem dla statecznego flow Waldka.
Uciec od peletonu / znaczy mieć szansę w finale nawija Waldek we Wrocławskiej premierze, po raz kolejny dając dowód na jakość swojego słownego bushido. Zresztą słowa refrenu tego kawałka mówią więcej, niż niejeden rapowy przekaz na siłę: Należy się zmieniać, by jakim jest się pozostać.
Erudycja K.A.S.T.A. Squadu podlegała dyscyplinie i słownej wacie, która przydarzała się niejednemu MC, szpanującemu słownikiem w dłoni. Wall-E na tle błyszczącego porównaniami Gurala wyróżniał się większym spokojem słownym i chirurgiczną precyzją w serwowaniu pozornie prostych konstrukcji (z częstym i bardzo skutecznym użyciem rymów gramatycznych). Zapis wszystkich prawd, wszystkiego, o co walczyłem jako brutalnie zgnieciony przez życie młody koleś. Byłem słaby, wulgarny i zdeterminowany, ale oprócz tego słyszę tam też wiadomość, którą wysłałem sam sobie w przyszłość - mówi gorzko o swojej wczesnej twórczości. To zbyt ostra ocena, bo jak na młody wiek zarówno gatunku, jak i ludzi zaangażowanych w projekt, Kastaniety i wydane ponad rok później Kastatomy bronią się doskonale. 1000 osób to z kolei jeden z najlepszych utworów na kultowym Kodexie i następna perła początków XXI wieku, którą może się pochwalić Waldek.
Po dwóch świetnych albumach, gościnnych zwrotkach i jednostrzałowych projektach Wall-E był już spełnionym artystą o mocnej pozycji. Wielu czekało na płytę Prawda naga z Matheo, która przez problemy z wyczyszczeniem sampli nigdy nie ujrzała światła dziennego. Raper i producent spotkali się ponownie przy okazji 13, albumu wydanego w 2009. Dwa lata później na wierzch znowu wypłynęła Prawda naga, ale z bitami Donatana i zrębami oryginalnego konceptu. W zamierzeniu był to materiał pożegnalny. Obu wydawnictw słucha się dzisiaj intrygująco - jest tu i komercyjny rozmach, i wpływy ery blingu, ale przede wszystkim Waldek w życiowej formie, pewny swego fachu i miejsca na scenie. Przez dwie dekady robienia rapu sporo się dowiedziałem o sobie. Nauczyłem się odpowiedzialności, reszta to oszustwo. Chciałem być prawdziwy, a tylko udawałem. Byłem próżniakiem chwalącym się braggadocio, pseudokozaczkiem. To smutna postawa, dobrze, że już mnie nie charakteryzuje - podsumowuje po latach. Ponownie Waldek wystawia sobie srogie świadectwo, bo my mu dajemy czerwony pasek. Na chwilę daje sobie spokój z rapem, skupia się na blues rocku i pracy przy sportach walki.
Pracuję teraz nad pomostowym wydawnictwem hip-hopowym. Pomost byłby oczywiście pomiędzy dinozaurami sceny hip-hop jak np. donGURALesko, czy ja, a nową falą zupełnie nowych w hip-hopie subgatunków i technik raperów - powiedział Waldek w niedawnym wywiadzie. Sądząc po współpracy z Sitkiem, jest na co czekać. Wall-E to dobra dusza rapu, chłop o sercu po prawidłowej stronie, któremu można wybaczyć nawet romans z turbosłowiaństwem. Od zawsze ciężko pracujący nad rzemiosłem, otwarty na różne stylistyki, apelujący o bezkonfliktową scenę. Co będzie dalej, się okaże - wielkie zapowiedzi raperów zawsze traktujemy z przymrużeniem oka. Ale apetyt został rozbudzony!